Otrzymałem od ks. Józefa Gawła SCJ jego najnowszą książkę pt. „Powróćmy do Serca”. Tym razem prezent jest okazją do napisania nie tyle recenzji, co o autorze, sercaninie z uroczej Węglówki i jego największej pasji - być siewcą miłości Serca Jezusa.
Do swych rodzinnych stron ks. Gaweł ma zawsze wielki sentyment i odwiedza wioskę kiedy tylko może. Nic dziwnego, bo to bardzo urokliwe krajobrazowo miejsce, bliskie kiedyś kard. Stanisławowi Nagyemu, który – jak wieść niesie – uznał Węglówkę za polskie Castel Gandolfo.
Kiedy w 1952 r. w miejscowości pojawili się sercanie, obejmując prowadzenie parafii, a pierwszym proboszczem został ks. Adam Gąsiorek, Józef Gaweł miał zaledwie 9 lat. Można więc rzec, że księży spod znaku Serca Jezusa zna od dzieciństwa.
Ale nie na dzieciństwie, ani też młodości i nawet nie na drodze powołania do zgromadzenia chcę skupić uwagę. To wszystko, a więc daty, miejsca, funkcje, ważniejsze wydarzenia z jego życia rodzinnego i zakonnego są na pewno gdzieś zapisane i przypomnienie o nich pozostawiam innym, choćby z okazji przypadającej 1 lutego przyszłego roku 80. rocznicy jego urodzin. Chciałbym natomiast odważyć się – na ile jest to możliwe - zaglądnąć do czegoś, co jest źródłem życia duchowego i co mówi o człowieku znacznie więcej niż suche fakty z jego curriculum vitae. Chcę zaglądnąć do jego serca, ponieważ – jak powiedział lis do Małego Księcia: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Otóż, reguła życia w zgromadzeniu sercanów zakłada prowadzenie życia duchowego pod kierownictwem Ducha Świętego. I mówi jeszcze o tym, że centrum wszystkiego, co składa się na życie zakonne, powinna być bliska więź z Chrystusem.
Myślę, że ks. Józef wchodząc na dobre w szeregi sercanów, a było to w 1960 r., szybko poddał się temu najlepszemu kierownictwu, mając także w nowicjacie i na studiach innych wytrawnych ojców duchowych w osobie choćby ks. Władysława Majki. I zapewne przy ich pomocy odkrył główny sens i cel swego życia – szerzenie miłości, która jest w Sercu Jezusa.
Ktokolwiek z nim się zetknął, miał okazję zauważyć gorliwość, z jaką oddaje się temu, co robi. Do każdej pracy, powierzonych sobie funkcji, głoszonych rekolekcji, kazań, konferencji, sprawowanych sakramentów i modlitwy podchodzi z żarliwością. A najbardziej jest ona widoczna, kiedy mówi lub pisze o Bożym Sercu, choćby na przykład w ostatniej swej książce pt. „Powróćmy do Serca”, która z jednej strony ukazuje znaczenie kultu Serca Jezusowego w dziejach narodu polskiego, a zarazem przypomina o wszystkich najważniejszych przejawach czci i pobożności okazywanej Bożemu Sercu.
U ks. Gawła dostrzegam trzy pasje wobec Jezusowego Serca: pasję głoszenia, pasję pisania i pasję - bodajże najważniejszą – dawanie świadectwa o Jezusowej miłości.
Gdzie się tego nauczył? – ciśnie się pytanie. Na pewno miał dobrych nauczycieli w szkole, jaką była prowincja sercanów tamtych powojennych lat. Ale nawet dobrzy nauczyciele to nie wszystko. Potrzebna jest chęć i zapał do nauki, po prostu pilność w słuchaniu lekcji i odrabianiu zadań. Posiada i jedno i drugie, co w efekcie ukształtowało w nim sylwetkę czciciela i naśladowcy Serca Jezusa.
Młody Karol Wojtyła w pewnym momencie popatrzył na krzyż i zatytułował jeden z najbardziej znanych swoich wierszy zdaniem: „Miłość mi wszystko wyjaśniła”. Ks. Józef chyba podobnie patrzy w stronę krzyża Jezusa, ale dostrzega jeszcze coś, co także ujęło założyciela sercanów o. Dehona - Jego przebite Serce. I pewnie ten widok wyjaśnia mu wszystko: potrzebę osobistego uwielbienia oraz głoszenia miłości będącej w Bożym Sercu, a zarazem konieczność wynagrodzenia za brak miłości ze strony ludzi. Toteż podczas codziennej adoracji, od czasu nowicjatu wypowiada akt zadośćuczynienia – Oto Serce, które tak bardzo ludzi ukochało, a które otrzymuje tylko oziębłość i obojętność…”.
Swoje zauroczenie Sercem Jezusa wyjaśnił kiedyś w taki sposób: Wydaje mi się, że właśnie spojrzenie na Chrystusa przez pryzmat Jego serca, ukazuje nam najlepiej Jego niepojętą tajemnicę i głębię. Gdy zatem pragniemy zjednoczyć się z Bogiem, idziemy do Niego przez Chrystusa, bo On jest naszą drogą.
Starał się tę prawdę przekazywać wielu rocznikom nowicjuszy, dla których był mistrzem w Pliszczynie, a potem w Stopnicy. Na początku lat osiemdziesiątych był i moim wychowawcą. Miałem wówczas okazję z bliska zobaczyć jego pierwszą pasję – głoszenia miłości Serca Jezusa. Czynił to w kaplicy, podczas konferencji, na adoracji, w czasie różnych spotkań. A gdy mówił o Jezusowym Serce miało się wrażenie, że niemal wszystko o Nim wiedział. A najbardziej zależało mu na tym, byśmy też to Serce, czyli Chrystusa poznali i pokochali. Był bowiem przekonany, że to najważniejsza rzecz w powołaniu w ogóle, a do sercanów w szczególności.
Mówił o Sercu Jezusa nie tylko po sercańskich wspólnotach, do których był zapraszany z okazji dni skupienia, rekolekcji czy odpustów. Docierał do różnych innych wspólnot zakonnych, zwłaszcza do domów i klasztorów sióstr, w których wygłosił setki konferencji, którym był kapelanem, ojcem duchownym i pewnego rodzaju doradcą. Z jego wiedzy o Bożym Sercu, o formacji kapłańskiej, życiu konsekrowanym, dokumentach Kościoła na ten temat, popartej żarem przekazu, korzystały m.in. Sercanki, Albertynki, Franciszkanki Rodziny Maryi, Służebniczki, Wizytki i wiele innych zgromadzeń zakonnych, a także setki osób należących do Arcybractwa Honorowej Straży Serca Jezusowego, którego to stowarzyszenia był przez wiele lat dyrektorem krajowym.
W jednym z wywiadów, którego kiedyś udzielił powiedział: Gdy patrzymy i kontemplujemy Serce Jezusa – otwarte dla nas na krzyżu na Kalwarii – to niejako z konieczności upodabniamy się do Niego. Wtedy nasze serca stają się podobne do Niego i stają się otwarte dla ludzi (…) Patrząc na współczesną rzeczywistość jestem przekonany, że potrzeba nam dzisiaj dobrych ludzi, o otwartych sercach.
Ks. Józef potrafi – co było pragnieniem ojca Dehona – łączyć życie zakonne i apostolskie z postawą wynagrodzenia Sercu Jezusa. Zapewne nigdy nie dowiemy się o wszystkich podejmowanych przez niego w tym względzie ekspiacjach, bo – cytując znów Antoine`a de Saint Exupery`ego - „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Mam jednak przekonanie, że nie było ich mało i nie ograniczały się jedynie do postu, czuwania nocnego czy wyciągniętych rąk podczas adoracji. Zawsze będę pamiętał pierwszy jego gest po wejściu do kaplicy – ucałowanie posadzki. W dawnym Thesaurusie sercanów na początku jest taka krótka zachęta: Wchodząc do kaplicy uczcij Boga skłaniając czoło do ziemi…
To ks. Józef wdrażał swoich wychowanków w nowicjacie do wszystkich sercańskich modlitw z Thesaurusa: aktów codziennego ofiarowania, zadośćuczynienia, przed i po studium, do patronów Zgromadzenia i wielu innych. Uczył adoracji, rachunku sumienia, rozmyślania, Godziny Świętej. Uczył, ale sam też dawał przykład bycia przed Bogiem na modlitwie. I łączył modlitwę z pracą. Mówił wtedy, że „Boga możemy wielbić wszystkim, także pracą. Nie tylko, kiedy składamy ręce i klękamy. Nie można tak szufladkować życia. Wszystko, co ofiarujemy Bogu, może być modlitwą, także cierpienie.
Różne doświadczenia związane z chorobą nie ominęły ks. Józefa, a nasiliły się w czasie powierzenia mu urzędu przełożonego prowincji, co zmusiło go do podjęcia niełatwej decyzji rezygnacji po roku czasu. Ale gdy tylko nabrał sił, znów wyruszał w Polskę, by opowiadać o miłości Serca Jezusa. Realizował to, co o. Dehon zapisał w „przymierzu miłości”, które zapewne często odnawia: „ślubuje poświęcić z czystej miłości samego siebie Najświętszemu Sercu Twojemu, oddać życie i siły swoje dziełu Księzy Twojego Serca, przyjmując z góry wszystkie doświadczenia i wszelkie ofiary, jakich ode mnie zażądasz”.
Z biegiem czasu, gdy sił brakowało do tego, by angażować się jak kiedyś w rekolekcje parafialne, głosił je nadal siostrom zakonnym, m.in. w Mszanie Dolnej, czy na Kalatówkach pod Tatrami. A kiedy już nie mógł być tak aktywnym, poświęcił więcej czasu nowej pasji - zaczął pisać i wydawać książki dotyczące życia konsekrowanego, pobożności i duchowości Serca Jezusowego. Powstało ich kilkadziesiąt i świadczą o ogromnym znawstwie tematyki oraz umiejętności przekazu nieraz trudnych zagadnień prostym językiem, co doceniają Czytelnicy, ale także różni wydawcy, chętnie oferując mu swe usługi wydawnicze, jak choćby krakowskie „Rafael” i „SPES”, tarnowski „Biblos” czy sercański „Dehon”.
Publikował jednocześnie teksty w wielu czasopismach: „Niedzieli”, Życiu konsekrowanym”, w „Przewodniku Katolickim” i „Gościu Niedzielnym”. Ale chyba najwięcej na łamach „Czasu Serca”. Był członkiem zespołu redakcyjnego w pierwszych latach istnienia pisma. Nie dość tego, zajął się powstałą w prowincji Sercańską Wspólnotą Świeckich, do której kierował listy zebrane potem w formie książki, które miały za cel formację duchową czcicieli Serca Jezusa. Organizował dla nich dni skupienia i przekazywał to, czym sam żyje w Zgromadzeniu. I znów swą żarliwością zapalał świeckich do apostolstwa, by wśród swoich rodzin i znajomych mówili i świadczyli o dobroci Bożego Serca. Wcześniej – jak już wspomniałem - przez wiele lat zajmował się Arcybractwem Straży Honorowej Serca Jezusowego we współpracy z Wizytkami z Krakowa, u których również głosił nauki dla licznych grup. Odwiedzał z konferencjami parafie, gdzie takie Arcybractwa istniały.
Kiedy trochę lat temu zamieszkał we wspólnocie sercanów w Tarnowie, wyruszał stąd wiele razy na rekolekcje, z konferencjami, kazaniami, prowadził dni skupienia dla sióstr, księży i kleryków. Nadal służy jako spowiednik w seminarium tarnowskim. Nie marnuje czasu, bo doskonale wie, że jest go coraz mniej. Mimo tego przekonuje, że „najpiękniejsze jest przed nami” I tak też zatytułował swą kolejną książkę, która zawiera 365 refleksji eschatologicznych, a wkrótce ma być wydana jako audiobook. Z kolei na półkach księgarskich znajduje się niezwykle pogodna pozycja pt.: „Najważniejsza jest dobroć”, o której miałem przyjemność już pisać.
I na koniec. Jeden z punktów Reguły sercanów głosi, że przez nasz sposób życia i działania powinniśmy skutecznie świadczyć, że w pierwszym rzędzie i ponad wszystko należy szukać królestwa Bożego.
Ks. Józef właśnie to czynił gdziekolwiek był i jakiekolwiek podejmował zadania, czy to będąc przełożonym czy zwyczajnym zakonnikiem, czy przebywał w różnych wspólnotach, czy na jakiejś pracy w Polsce. W tym wszystkim szukał i dalej zabiega o pamięć o miłości Jezusowego Serca, co – jak twierdzi - daje prawdziwe szczęście ludzkiemu sercu.
Najnowsza książka „Powróćmy do Serca” jest niewątpliwie apelem autora do czytelników, by w obecnych czasach, naznaczonych niepokojem, oziębłością w sferze wiary i miłości, odkryć potrzebę powrotu do źródła, mianowicie Bożego Serca.
Myślę, że takiego odkrycia ks. Józef dokonał już na początku swojego powołania do sercanów i temu wyborowi stara się być wierny.
Ks. Andrzej Sawulski SCJ
-------------------------------------------------------
„Powróćmy do Serca”, ks. Józef Gaweł SCJ, Wydawnictwo SPES, Kraków 2022, str. 136