W samym sercu Krakowa, w klasztorze Księży Sercanów, od lat wydarza się coś, co dla wielu stało się antidotum na świąteczny pośpiech, presję idealnych przygotowań i zakupowy szał.

W Domus Mater, w części rekolekcyjno-hotelowej, już od trzynastu lat księża sercanie zapraszają gości - na Boże Narodzenie i Wielkanoc, aby przeżyć te święta inaczej. Ciszej. Głębiej. Bardziej wspólnotowo.

– To propozycja dla każdego, kto chce na chwilę wyjść z własnego schematu świąt – mówi ks. Włodzimierz Płatek SCJ, odpowiedzialny za organizację świątecznych pobytów. – To oczywiście pobyt płatny, połączony z noclegiem i wyżywieniem, ale przede wszystkim jest to czas przeżywany razem z naszą wspólnotą zakonną, w domu macierzystym sercanów w Polsce.

Przyjeżdżają tu ludzie z całego kraju i w bardzo różnym wieku. Osoby samotne, przyjaciele, całe rodziny. Małżeństwa z małymi dziećmi, które chcą odpocząć od świąt „między garnkami i pieluchami”. Dziadkowie spragnieni ciszy. Rodziny z dorastającymi dziećmi, czasem przeżywające kryzysy i napięcia.

– To, co ich łączy, to pragnienie przeżycia świąt bardziej duchowo – podkreśla kapłan. – Kiedy wszystko jest przygotowane, posiłki podane, znika możliwość ucieczki w obowiązki. Zostaje czas: dla Boga, dla drugiego człowieka, dla rozmowy.

Wspólnota, która rodzi się szybko

Święta w klasztorze nie są „odgrywaniem” tradycji, ale żywym doświadczeniem wspólnoty. Wigilia rozpoczyna się adoracją Najświętszego Sakramentu, połączoną z nieszporami i ostatnim dniem nowenny do Dzieciątka Jezus. Dopiero potem uczestnicy schodzą do sali konferencyjnej, gdzie rozpoczyna się wieczerza wigilijna, czytanie Pisma Świętego i dzielenie się opłatkiem.

– Gdy jest nas blisko sto osób, wszystko trwa długo, ale atmosfera rodzinna rodzi się błyskawicznie – mówi ks. Płatek. – Bardzo szybko znika to, że pochodzimy z różnych stron Polski, że mamy różne doświadczenia życia i wiary. W powietrzu czuć dobroć, pokój, domowość.

Wielu gości wraca tu co roku. Niektórzy – niemal nieprzerwanie od dwunastu, trzynastu lat. Zdarza się, że już w drugi dzień świąt zapisują się na kolejne: Boże Narodzenie albo Wielkanoc.

– Pandemia była jedynym momentem przerwy – wspomina kapłan. – Wtedy święta przeżywaliśmy tylko we wspólnocie zakonnej. Dla wielu osób był to brak bardzo dotkliwy.

Przestrzeń, która leczy relacje

Z Domus Mater wiąże się wiele historii, które pokazują, jak bardzo potrzebna jest neutralna przestrzeń spotkania. Ks. Płatek wspomina rodziny przyjeżdżające w czasie poważnych kryzysów:

– Pamiętam małżeństwo z dorastającymi dziećmi. Pierwszy dzień – napięcie, milczenie. Drugi – pierwsze rozmowy. Trzeci – wyjazd w zupełnie innym klimacie, pojednani. Nie wiem, jak potoczyły się ich dalsze losy, ale tu dostali jedną szansę więcej.

Bywało też, że napięcia gasły przy wspólnym stole, żartach, kolędach. – Święta zdejmują z ludzi maski – mówi organizator. – Opłatek i wspólny śpiew potrafią otworzyć serca bardziej niż długie rozmowy.

A w Domus Mater kolęduje się dużo. Bardzo dużo. Po każdym posiłku nawet przez półtorej godziny. Goście zauważają, że przez całe życie nie wyśpiewali tylu kolęd, co tutaj przez jeden pobyt. I nie jest tylko śpiewanie dla emocji czy nostalgii. Kolędy są modlitwą i głoszeniem Ewangelii.

- Pastorałki, kolędy liturgiczne, pieśni domowe – wszystkie prowadzą do tego samego: do spotkania Boga w zwyczajności. Jezus rodzi się w codzienności, nie w muzeum idealnych dekoracji – dodaje kapłan.

Co jest naprawdę najważniejsze

Sercanie nie negują zewnętrznych znaków świąt: pięknego stołu, choinki, odświętnego stroju. – To wszystko ma sens, ale tylko wtedy, gdy jest wypełnione tym, co najważniejsze – podkreśla ks. Płatek. – Spowiedź, pojednanie z Bogiem i z człowiekiem, przyjęcie Jezusa do serca. Bez tego zostają tylko fajerwerki, które szybko zgasną.

Dlatego święta w klasztorze są zaproszeniem do innej perspektywy. Do odkrycia, że nie porządki i nie menu są centrum. – Jak ktoś kiedyś powiedział: Boże Narodzenie to nie przyjazd sanepidu – uśmiecha się kapłan. – Najważniejsze jest spotkanie i odnowienie wnętrza.

I nawet jeśli ktoś przyjedzie tu tylko raz, wyjeżdża z czymś więcej niż wspomnieniem. Zostaje w nim obraz świąt przeżytych inaczej. Świąt, w których najważniejszy jest Ktoś. I coś znacznie głębszego niż to, co od listopada krzyczy do nas z wystaw sklepowych.

 

Biuro prasowe