W wieku 87 lat zmarł pochodzący z Węglówki ks. Andrzej Łukasik SCJ, jeden z najdłuższym stażem sercański misjonarz w Indonezji. W wywiadzie, jaki kiedyś udzielił redakcji „Wstań” powiedział: „Chciałbym pracować tam, jeżeli Bóg da, do końca życia. Tam jest moja druga ojczyzna…”. Spełniło się jego pragnienie.
Kiedy w 2017 r. mijało 50 lat od czasu, gdy pierwsi sercanie z Prowincji Polskiej stanęli na indonezyjskiej ziemi napisałem, jak do tego doszło, że mająca dopiero 20 lat prowincja wysłała do dalekiej Azji aż kilkunastu młodych księży, pośród których był ks. Andrzej Łukasik. Przy okazji jego śmierci warto wrócić do tamtego tekstu.
Do wyjazdu zgłosiło się kilkudziesięciu, ale wybrano kilkunastu. Na zdjęciu, które jest już historyczne, stoją obok siebie przed kościołem w Stadnikach, z krzyżem misyjnym na sutannie, który im wręczył 3 września 1967 r. prowincjał, ks. Romuald Skowronek. Młodzi, pełni zapału do pracy w odległym kraju, o długości od wschodu do zachodu równej długości Stanów Zjednoczonych, składającym się z ponad 13 tys. większych i mniejszych wysp. Kraju wielu języków i setek dialektów, gdzie niemal 90 procent mieszkańców to muzułmanie.
Decydując się na wyjazd nie za wiele wiedzieli o Indonezji, do której dotarł Założyciel sercanów o. Jan Leon Dehon w 1911 r. , a już w roku 1923 wysłał pierwszych misjonarzy pochodzących z Holandii na południową Sumatrę, dokąd przesiedliło się sporo mieszkańców Jawy, wśród których były rodziny katolickie. Tutaj powstały z czasem dwie diecezje: Tanjungkarang i Palembang (obecnie archidiecezja), kierowane przez sercańskich biskupów.
Swoisty szybki kurs wiedzy o Indonezji, specyfiki pracy misyjnej i sytuacji Kościoła katolickiego w tym państwie, sercańscy kandydaci do wyjazdu przeszli na początku 1967 r., kiedy w Misyjnym Seminarium w Stadnikach pojawił się Indonezyjczyk – ks. Diaz, werbista. Z kandydatami odprawił Mszę św. , a potem pokazał film i przeźrocza ze swej ojczyzny, opowiadając także o bogatej kulturze i zwyczajach w kraju tysiąca wysp. Wspomniał też, że jeden z polskich urzędników zapytał go: dlaczego przyjechał po misjonarzy do Polski a nie do innych krajów, na co odpowiedział: „ponieważ Polacy i Indonezyjczycy w ciągu swej historii wiele wycierpieli i dlatego najlepiej się rozumieją”. (Indonezja w latach 1942-45 była pod okupacją Japończyków, potem trwały walki wyzwoleńcze przeciw holenderskim kolonizatorom, następnie junta woskowa i liczne represje)
Drugim źródłem informacji o Indonezji dla tych, którzy się tam udawali był charge d’affaires ambasady indonezyjskiej S.Y. Pontoha i dyrektor tejże ambasady, z którymi władze prowincji zorganizowały spotkanie 11 lutego 1967 r. w Domu Macierzystym w Płaszowie. Z zachowanych notatek, które sporządził z tego spotkania ks. Stefan Leks, który był w gronie wyjeżdżających misjonarzy, wynikało, że jadą do kraju, w którym jest 2 ml katolików, a państwo po uzyskaniu niepodległości w 1945 r. kieruje się kilkoma zasadami, m.in. wiarą w jednego Boga, humanizmem i sprawiedliwością społeczną, a katolicy są traktowani jako pełnoprawni obywatele. Zapewniano także, że księża, jeśli będą reprezentować wysokie wartości, znajdą na pewno wiele okazji do pięknej pracy. Charge d’affaires zauważył jeszcze jedną ciekawą rzecz, mianowicie kilka podobieństw Indonezji do Polski. Zaliczył do nich prawie identyczną flagę obu krajów, nie posiadanie w swej historii koloni, walkę obu narodów o niepodległość swych ojczyzn oraz radosne usposobienie.
Jak natomiast przedstawiała się sytuacja Zgromadzenia przed przyjazdem polskich misjonarzy do Indonezji? Sercanie mieli swe domy i parafie w diecezjach Tanjungkarang i Palembang. Od 1962 r. istniała wiceprowincja, a w jej skład wchodzili księża z Holandii, dwóch Anglików i ze Stanów Zjednoczonych oraz rodzimi sercanie, w tym 13 braci zakonnych. Prowincja powstała w 1974 r., po znacznym wzmocnieniu personalnym dzięki sercanom z Polski. W 1970 r. do pierwszej grupy misjonarzy dołączyli ks. Herbert Henslok i ks. Walerian Swoboda, a rok później ks. Czesław Kozieł i ks. Józef Kurkowski, który krzyż misyjny otrzymał od papieża Pawła VI w niedzielę misyjną w Rzymie.
Chętnych secanów do wyjazdu na misje do Indonezji było znacznie więcej, ale w Polsce też pracy nie brakowało. Rozwijająca się dynamicznie prowincja miała w 1967 r. zaledwie 20 lat. Nie wysyłała dotąd na misje, ponieważ nie pozwalała na to m.in. sytuacja w kraju rządzonym przez niechętnych Kościołowi przedstawicieli władz PRL. W pewnym sensie wyrwanie się z kraju misjonarzy uważano za wielką łaskę 20-lecia prowincji.
„Wyjazd naszych współbraci misjonarzy do Indonezji na misje jest wielką łaską dla naszego Zgromadzenia w Polsce” – pisał w grudniu 1967 r. w „Ecce Cor” alumn Józef Gaweł. „Od początku istnienia naszej prowincji wychowywano wszystkich w duchu misyjnym. Tytuł „Misyjny” dodawano do nowicjatu i seminarium, tak że zawsze się pisało: „Nowicjat Misyjny” i „Seminarium Misyjne”. A jakby na przekór wszystkiemu, nikt na misje nie wyjeżdżał. Bramy naszego kraju były dla nas silnie zamknięte. Trzeba było czekać 20 lat i dopiero w roku jubileuszowym dostąpiliśmy tej wielkiej łaski. Dostąpili jej współbracia, którzy już są w Indonezji. (…) Dostąpili wielkiej łaski nie tylko oni, ale przez ich wyjazd dostąpiła łaski nasza Prowincja”.
Zanim wyjechali, musieli załatwić wiele formalności paszportowo-wizowych w ambasadzie w Polsce i w Dżakarcie. Pomagał w tym wspomniany werbista o. Dias. Byli zobowiązani odbyć jeszcze państwowy kurs organizowany przez Wydział Wyznań Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a potem czekało ich spakowanie walizki, do której – jak opowiadał ks. Walerian Swoboda – udało się włożyć cztery tomy brewiarza, dwie sutanny i kilka koszul, które miały wystarczyć na cały rok.
Pożegnano ich bardzo uroczyście w Stadnikach 3 września 1967 r., a z ambasady indonezyjskiej w Warszawie przyjechał jej sekretarz z żoną i dziećmi – p. Rahmat. Byli też u metropolity krakowskiego kard. Karola Wojtyły z prośbą o błogosławieństwo, który w czasie spotkania powiedział pamiętne słowa: „Traci was Kościół w Polsce, ale zyskuje za to Kościół powszechny”.
Z kolei ks. Joachim Wakan podczas kazania pożegnalnego w kościele stadnickim powiedział m.in. „Idziemy do narodu na wskroś religijnego, idziemy do człowieka dążącego do poznania prawdy (…) chcemy spotkać się z narodem Indonezji w jego ubogim życiu, bo tak kazał na Boski Nauczyciel, który sam był ubogi i głosił Ewangelię ubogim”.
Drugie pożegnanie było już na dworcu kolejowym w Katowicach, na którym 12 września pierwszych sześciu misjonarzy wsiadło do pociągu do Rzymu. 7 października dołączyło do nich czterech kolegów, by wspólnie 13 października, samolotem Indyjskich Linii Lotniczych wylądować na indonezyjskiej ziemi. Jak znaczącym dla prowincji był fakt ich wyjazdu na misje, świadczy także zorganizowane w seminarium 19 października spotkanie z rodzinami i dobroczyńcami misjonarzy, w którym brał udział częstochowski biskup Szwagrzyk, a rodzice otrzymali pamiątkowy album ze zdjęciami swych synów z pożegnania i podroży do Indonezji.
Gdy mija pół wieku od tego wydarzenia, wyjazdu pierwszej grupy, istotne są wspomnienia z tamtego czasu, gdy ówczesny zarząd prowincji zdecydował o otwarciu się i to tak sporym personalnie na misje zagraniczne. Wiele na ten temat mógłby zapewne powiedzieć jedyny żyjący z tamtego zarządu prowincji – ks. Romulad Skowronek, ówczesny prowincjał. Równie dużo mieliby do przekazania sami misjonarze, zarówno pracujący jeszcze w Indonezji, jak ci, którzy wrócili do kraju. Natomiast klimat jaki towarzyszył temu wyjątkowemu wydarzeniu był – jak wynika z relacji wielu – niezwykle podniosły i udzielił się całej prowincji. Można go trochę odczuć przeglądając zachowane egzemplarze pisma „Ecce Cor” z wieloma relacjami z okresu przygotowania do wyjazdu, pożegnania misjonarzy i listów, jakie pisali z podróży i z pierwszych dni w Indonezji.
50-lecie pracy sercanów z Polski w Indonezji to dobra okazja do wspomnień, ale też dostrzeżenia ich różnorodnej działalności. Przez ten bowiem czas nie tylko, jak każdy misjonarz, głosili Dobrą Nowinę, udzielali sakramentów świętych, katechizowali. Oprócz typowej pracy duszpasterskiej w parafiach, wznosili kościoły i stacje misyjne, wspierali konkretną pomocą najuboższych, prowadzili szkoły, byli wychowawcami, głosili rekolekcje, posługiwali siostrom zakonnym. Niektórzy, jak ks. Latoń, większość lat spędzili na tzw. placówkach leśnych. Tak je kiedyś opisał w jednym z listów: „Całe moje życie w Indonezji upływa w „lesie”. Tak w lesie, bo biskup Hermelink tak się spodziewał: Sercanie polscy „do lasu”, księży „asfaltowych” mam już dość”. Mnie dana jest łaska Boża wytrwać na tym „leśnym” posterunku aż dotąd, to jest już 33 lata... Ponad 20 lat na motorze po lasach, bagnach i rzekach wzbierających”. Na motorze całe lata po buszu poruszał się także ks. Kurkowski, którego najbardziej cieszy fakt, że wielu Indonezyjczyków, których kiedyś ochrzcił, udzielił pierwszej Komunii św., są obecnie księżmi zakonnymi, diecezjalnymi czy w zakonach żeńskich, a jeden uczeń - Yohanes Harun Yuwono został ordynariuszem diecezji Tanjungkarang w Lampungu.
Z szesnastu, którzy byli od początku, zostało jedynie czworo (dwa lata temu zmarł ks. Herbert Henslok). Ich działalność dostrzegło państwo polskie. W 2016 r. księża: Józef Kurkowski, Andrzej Łukasik, Tadeusz Latoń, Herbert Henslok otrzymali do Prezydenta RP jedno z najwyższych odznaczeń Order Odrodzenia Polski – Polonia Restituta. W uzasadnieniu napisano, że to dowód uznania za „poświęcenie i pracę misyjną dla dobra Kościoła w Indonezji i dla narodu indonezyjskiego”.
Nikt przez minione lata do tej czwórki nie dołączył, głównie ze względu na trudności z uzyskaniem pozwolenia na pracę. Jest także coraz więcej rodzimych powołań, a dwoje sercanów pochodzi nawet z rodzin muzułmańskich. W miarę zdrowia i sił jeszcze się udzielają duszpastersko, a trzech ma także za sobą 50 lat kapłaństwa.
Do napisanego 6 lat temu tekstu, warto dodać, że śp. ks. Andrzej Łukasik obchodził w ubiegłym roku diamentowy jubileusz kapłaństwa. W Indonezji pracował głównie w duszpasterstwie, głosił rekolekcje, także dla osób duchownych i przez wiele lat był mistrzem nowicjatu. Tutejszym ludziom i prowincji poświęcił niemal całą kapłańską posługę.
Ks. Andrzej Sawulski SCJ