Znajdują tu swoje miejsce nie tylko do życia, ale i wzrastania w wierze, tworząc wspólnotę, w której każdy znajdzie miejsce dla siebie. Parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Pliszczynie to dobre miejsce.
Położona w malowniczej dolinie rzeki Ciemięgi parafia Pliszczyn staje się miejscem, które wielu ludzi wybiera do zamieszkania. Bliskość Lublina, a jednocześnie cisza przyciągają tutaj od lat.
- Co roku zamieszkuje na terenie parafii od kilku do kilkunastu rodzin. W większości są to młode rodziny. Wiele z nich dość szybko integruje się z nową wspólnotą parafialną, ale co najmniej połowa potrzebuje na to więcej czasu. Gdy z nimi rozmawiam, słyszę, że jeszcze uczęszczają do byłych parafii. Często zdarza się, że mają tam jakieś zadania apostolskie, najczęściej rodziców, których chcą odwiedzić. Zdarza się, że przybywają do nas także katolicy nieco obojętni w praktykowaniu swej wiary - mówi ks. Tadeusz Michałek SCJ, proboszcz parafii.
Dla niego i pracujących tu kapłanów posługa zarówno tym, którzy są bardziej zaangażowani w życie wspólnoty, jak i tym zostającym nieco dalej, to wyzwanie, któremu starają się sprostać.
- Myślę, że nie ma jakiejś recepty, czy sposobów na przyciąganie wiernych. Przynajmniej ja takich nie stosuję. Wydaje mi się, że życie wiarą i praktykowanie jej we wspólnocie Kościoła to owoc osobistego otwarcia się wierzącego na miłość Chrystusa i na działanie w jego życiu Ducha Św. Tym niemniej uważam, że gorliwość w posłudze kapłańskiej, o co ciągle trzeba się starać, otwartość i radość w realizacji powołania, mogą przyciągać wiernych. Poza tym, dobra atmosfera we wspólnocie parafialnej, różnorodność grup, ruchów, spotkań mogą także bardzo dopomagać - mówi ks. Tadeusz.
W Pliszczynie wspólnot nie brakuje. Pracujący tu sercanie w sposób szczególny wychodzą do młodych. Nie znaczy to, że starsi są bez opieki, ale właśnie młodzież znalazła tu szczególne miejsce.
Od lat początek wakacji jest wielkim świętem, które do Pliszczyna przyciąga młodzież z różnych stron Polski. Wszystko za sprawą Sercańskich Dni Młodzieży. To wówczas sercański ogród zamienia się w miasteczko namiotowe, w którym pojawia się nawet 500 osób. Młodzi spędzają kilka dni razem, uczestnicząc w rekolekcjach, spotykają się z ciekawymi gośćmi, adorują Pana Jezusa, śpiewają, rozmawiają, przystępują do sakramentu pojednania.
- Młodzież angażuje się w to dzieło z dużym zapałem, ale tak jest nie tylko na początku wakacji, bo grupa młodzieży działa nieustannie w ramach Ruchu Sercańskiej Młodzieży. Odbywają się cotygodniowe spotkania formacyjne i modlitewne, okresowo podejmują różne akcje w parafii. Aktywna jest także młodzież z LSO. Ich opiekunem jest ks. wikariusz Jakub Kopystyński SCJ - opowiada ks. Tadeusz.
Ostatni czas, kiedy zaczęła się wojna na Ukrainie, przyniósł kolejny sprawdzian ludzkiej wrażliwości. W domu księży sercanów schronienie znaleźli uchodźcy. Nie brakuje także rodzin w parafii, które otworzyły dla nich swoje domy.
- Jestem wdzięczny parafianom za ich wrażliwość i konkretne czyny miłosierdzia. Zresztą powodów do radości mam dużo więcej. Moi parafianie to ludzie, na których mogę liczyć i razem działamy na rzecz naszego kościoła i wspólnoty. Oczywiście zdarzają się też smutki, które mnie, jako proboszcza martwią, np. kiedy człowiek ochrzczony oddala się od Chrystusa, od Eucharystii, a zatem i od wspólnoty Kościoła. To zawsze martwi najbardziej. Martwią także wszelkie bolesne sytuacje w życiu małżeństw, rodzin, zgubienie części ludzi młodych. Nie ustaję jednak w modlitwie za moich parafian - podkreśla ks. Tadeusz.
zdjęcie: Agnieszka Gieroba /Foto Gość