18. listopada 2020 roku podczas mszy św. pogrzebowej w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Stadnikach pożegnaliśmy śp. brata Zbigniewa Paschalisa Mańko SCJ.

W czasie trzydziestu ośmiu lat życia zakonnego śp. br. Zbigniew Paschalis Mańko SCJ przez dwa lata pracował w domu zakonnym w Gdyni, a następnie był wieloletnim furtianem w domu macierzystym w Krakowie-Płaszowie oraz nowicjacie w Stopnicy.

Był człowiekiem niezwykle pogodnym i rozmodlonym. Kochał Jezusa i Jego Matkę Maryję, a tajemnice ich życia rozważał na koronkach różańca świętego, które będąc w stopnickim nowicjacie wykonywał ręcznie z rosnących tam ziarenek rośliny o wdzięcznej nazwie "łzy Hioba".

za: https://seminarium.scj.pl/strony/zakochany-w-rozancu

Brat Paschalis sadzi krzewy różańcowe, ziarenka miały być zebrane tej jesieni.

 

Mszy świętej koncelebrowanej, która rozpoczęła się o godzinie 11.00, przewodniczył wikariusz prowincjalny ks. Sławomir Knopik SCJ. Kazanie wygłosił ks. Dariusz Salamon SCJ. Po mszy świętej brat Paschalis został odprowadzony na stadnicki cmentarz.

 

Kazanie – pogrzeb Zbigniewa Mańki, br. Paschalisa

Uwielbiamy dziś Boga za życie i śmierć naszego współbrata, brata Paschalisa, który zakończył już swoją ziemską pielgrzymkę do domu Ojca. Brat Paschalis również uwielbił Boga swoim życiem, tak jak potrafił najlepiej, a ostatecznie uwielbił Go w tajemnicy swojej śmierci, tak jak Chrystus uwielbił Ojca oddając życie na krzyżu. W tym ostatnim tchnieniu br. Paschalis oddał Bogu w ofierze to, co miał najcenniejszego: swoje własne życie. A przeżył prawie 70 lat. W tych 70 latach jego czas się wypełnił.

Brat Paschalis przyszedł na świat 1 czerwca 1951 r. w Sanoku. Był trzecim z ośmiorga rodzeństwa. W szkole zawodowej w Sanoku zdobył dyplom spawacza. W latach 70-tych przeniósł się do pracy do Tarnowa. Tam też zetknął się z naszym Zgromadzeniem. W jego sercu zrodziło się pragnienie kapłaństwa, dlatego podjął naukę w Zaocznym Liceum w Tarnowie, aby uzyskać maturę, a później podjąć naukę w seminarium duchownym. Z tym zamysłem po maturze zgłosił się do naszego Zgromadzenia już w 1977 roku. Niestety, to pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem. Zbyszek opuścił nowicjat na wiosnę 1978 roku. Jednakże pragnienie życia poświęconego Bogu nadal w nim pozostało.

Dlatego w 1982 ponownie zgłosił się do Zgromadzenia, tym razem, aby zrealizować swoje powołanie zakonnika, sercanina. Mieliśmy to szczęście przezywać czas postulatu i nowicjatu razem ze Zbyszkiem, choć on był od większości z nas o ponad 10 lat starszy.

Mimo tej różnicy wieku Zbyszek był człowiekiem bardzo przystępnym i skromnym. Miał swoją głęboką pobożność, lubił się modlić. Może nie miał wielkich talentów muzycznych, ale nie przeszkadzało mu to, by spontanicznie chwalić Pana swoim śpiewem. Został dla nas współbraci Mistrzem – bo często śpiewał sobie znaną wówczas piosenkę „Mój Mistrzu, przede mną droga, która przebyć musze tak, jak Ty…”.

Zbyszek był bardzo pracowity, już w nowicjacie udzielał się ze swoimi umiejętnościami jako spawacz, gdy awarii uległ piec w nowicjackiej kuchni i trzeba było wykonać poważne naprawy. Ileś lat później wyspawał cały nowy strop w stopnickim kościele… Znał się na rzeczy…

Zbyszek przy składaniu pierwszej profesji obrał sobie imię zakonne Paschalis, jako wspomnienie śp. brata Paschalisa, który umarł w roku naszego wstąpienia do Zgromadzenia. Zbyszka fascynowała osoba zmarłego brata i bardzo chciał być takim nowym Paschalisem. Myślę, ze mu się to z powodzeniem udało, bo przecież to imię przylgnęło do niego na cale życie zakonne. 

Po nowicjacie krótko został w junioracie w Pliszczynie, następnie przez dwa lata pracował w Gdyni. Najdłuższy czas, bo aż 13 lat spędził jeszcze w starym domu macierzystym w Krakowie Płaszowie (był tam do 2010 r.).  Pełnił tam przede wszystkim rolę furtiana, ale podejmował też prace niezbędne przy utrzymaniu porządku w domu, ogrodzie. Poza tym pomagał starszym księżom, których wówczas w Krakowie nie brakowało. Nie był to czas łatwy, nieraz wymagał wiele samozaparcia, ofiarności i pokory, ale Paschalis przetrwał tę szkołę życia pomyślnie. Przez parafian płaszowskich został zapamiętany jako człowiek zawsze uśmiechnięty, skromny, który nigdy nie podnosił głosu.

W 2010 r. Paschalis zamieszkał w nowicjacie w Stopnicy. Myślę, że było to dla niego miejsce w jakiś sposób wymarzone. Dom formacyjny, gdzie życie jest regularne, jest dużo modlitwy, ciszy. Paschalis dobrze się czuł w takiej atmosferze. Zawsze lubił się modlić. I tutaj zajmował się furtą, z czasem również zakrystią. Pomagał ofiarnie starszym współbraciom. Był przykładnym zakonnikiem dla nowicjuszy. Jego pasją i swoistą misją stało się robienie różańców z ziarenek, które rosły w nowicjackim ogrodzie. Jeden Pan Bóg wie, ile tych różańców zrobił, ile rozdał, dzięki czemu jeszcze długo po jego śmierci będzie chwalone imię Maryi i Jezusa na paciorkach, które połączył w niejeden różaniec… Sam również nie rozstawał się z różańcem. Ile razy się go spotykało, zawsze przesuwał te paciorki z miłości do Matki Bożej i Jej Syna. Na wszystkie trudne sprawy miał jedną receptę: trzeba to omodlić. W swojej prostej mądrości na wszystko patrzył oczyma głębokiej wiary i stąd brała się jego pogoda ducha i pokój serca.

Pozostanie w naszej pamięci jako człowiek skromny, prostolinijny, ubogi w tym co posiadał i w swoich potrzebach, oddany modlitwie i Bożemu Sercu. Ofiarował swoje życie Panu Bogu poprzez zakonne śluby i w tym życiu był szczęśliwy, spełniony. Świadczyła o tym również jego sutanna, z którą niemal nigdy się nie rozstawał. Każdy, kto przyszedł do klasztoru wiedział, że ma do czynienia z zakonnikiem. Ufamy, że Jego życie było miłe Sercu Bożemu, które pociągnęło Go na tę drogę więzami swej miłości.

Tajemnica człowieka objawia się zwłaszcza wobec misterium jego śmierci. Brat Paschalis przygotowywał się przez całe życie na spotkanie ze swoim Panem, ale na tę ostatnią godzinę przygotował się bardzo świadomie. Myślę, że jego biodra były przepasane, a pochodnia Jego wiary i miłości zapalona. Zdążył się na spokojnie wyspowiadać i przyjąć sakrament chorych przed wyjazdem do szpitala w swoją ostatnią podróż. Dlatego Pan zastał go przygotowanym i czuwającym, gdy przyszedł, aby zabrać go do siebie.

Ufamy, że brat Paschalis żył dla Pana i dla Pana umarł. Do Niego należał w życiu i w śmierci. Dlatego razem z nim możemy w tym momencie ostatniego pożegnania wypowiedzieć te słowa sercańskiego zawierzenia: W Tobie, o Serce Jezusa, mą ufność złożyłem i nie będę zawiedziony na wieki.

 

 

Zdjęcia kl. Adam Maj SCJ